W tej kamienicy moja rodzina mieszkała prawie 100 lat. Teraz nie ma tam nas, nie ma sąsiadów. Rządzi nowy właściciel...
Wymieniono dach, prawie wszystkie okna, podzielono mieszkania na małe klitki pod wynajem. Zniknęły balkony! Nikt już z nich nie woła dzieci na kolację i nie rzuca im piłki. Zniknęły wszak same dzieci i hałas którym wypełniały podwórko. Nie ma naszych huśtawek, karuzeli i piaskownicy...ale została jeszcze ONA. Grusza, którą posadzono chyba jeszcze wtedy gdy wybudowano kamienicę (1913 rok) i założono ogród. Oprócz niej rosły tu wtedy jeszcze inne drzewa, których ukwiecone gałęzie wchodziły lokatorom na pokoje.
Za moich czasów nie było już ogrodu, a grusza rodziła małe, zdziczałe owoce i budziła pewien respekt. Wiedziałam, że pod nią pochowano niemieckiego żołnierza, zastrzelonego w oknie sypialni mojej cioci, w czasie sowieckiego szturmu na cytadelę. Jego ciało przeniesiono później na cmentarz ale czy na pewno?
Dziś odwiedziłam pięknie kwitnące drzewo. To ostatnia lokatorka naszej kamienicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz